Magdalena Czernicka
Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Czw 17:21, 25 Maj 2006 Temat postu: Tomasz Pietrzak |
|
"Z dziennika absolwenta Szpitala św. Peregryna"
włosy na mydle
jak amonity poranka znalezione w łazience
i wciąż myśli:
noszę to w sobie jak poemat
albo: ci lekarze oglądają mnie jakbym był godny podziwu. to wyróżnia
absolwentów szpitala - spojrzenia z poczekalni
nie potrafiące zadać pytania: co w panu umrze?
porozmawiajmy więc w języku co nie ma czasu przyszłego,
tak lepiej. nikt nie rzuca sieci w nieznane morze - kołyszmy się
we wspomnieniach, jak muszle odtwarzając wiatr;
wiesz byłem wczoraj w akwarium i podziwiałem rozgwiazdy
– zdumiewające stworzenia –
żałuję, że nie jestem jedną z nich.
nie odrasta we mnie to co umiera, żadna tkanka,
żadna komórka nie powiela się. w moim ciele
popołudniowy pogrzeb, potem jakaś tabletka rozpuszcza się
pod powieką. wróciłeś z pracy. kładziesz głowę
w dolinie dłoni, a ja łapię twój oddech
i tak sobie myślę;
trudno mieć życie za kochanka
wiedząc, że pewnego dnia odejdzie.
"cień, tak wyszło"
sny są zbyt płochliwe, a tu często wieje wiatr; zdejmuję płaszcz
pożyczony od życia, na godzinę czy dwie przysiadam za rogiem.
tylko jem, piję i wkładam słowa do kieszeni jak znajomy ciężar.
czujesz odległości między ich literami? tyle nas dzieliło;
zanim obcy przechodzień stał się poznany, zanim zechciał nim być.
cisza. kwitnie wiersz o tym dniu, pożyczony od korony drzewa,
zupełnie jak dusza pewnej poetki z Krakowa, jak życie i szczęście
wynajęte gdzieś do połowy wieku. wiersz z lepszym widokiem
i chwilą, w której listy będę mógł odbierać śniąc. między żaglami zasłon,
dwie łodzie wypływają dziś w morze. nie wsłucham się jeszcze
w porzucone na dnie dzwony, nie teraz i nie jutro. dopiero co drugi cień
zamieszkał w moim pokoju, z książkami, koszulami i zwyczajami,
upewniającymi nas, że jesteśmy tacy sami od lat. idę do niego
i starzeję się serią wesel, pogrzebów, między nami spadają liście i
rozbłyskują marcową zielenią, i nic się nie zmienia. dwie pary butów
przy drzwiach i strach przed słowem na zawsze, pozostaje.
T. rozmyśla kiedy A. śpi.
Jak tylko obrócę się w twoją stronę,
mogę powiedzieć (kiedy śpisz), to się dzieje.
Ta bezsenność o czwartej, nagłe pytanie; czy będzie wschód
i czy do zachodu będziemy dnieć równolegle,
na przeciw tapczanu, w kuchni nad zupą, na parterze
i ostatnim, na trasie Katowice – Gliwice? To jest jak rozmowa
przez kubek i sznurek – rzecz umowna – na nie oddalenie się,
ale na usłyszenie, zobaczenie, na znajomość
dróg powrotnych nad ranem. Piąta. Ręka opadła na pierś
jak łodyga. Sen coraz szybszy na twojej połowie; niespokojny,
dopiero co zrozumiany. Czuwamy na zmianę,
patrząc jak to kiełkuje, zakwita, wzrasta
niczym młode drzewo za oknem; wysoko, solidnie
obrastając korą sekunda po sekundzie i głębiej,
rok po roku, zawsze liść przy liściu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|